poniedziałek, 4 maja 2009

uuu... shiny!


Yep! 've seen it...

x-men origins: Wolverine to fajoskie widowisko, ale gówniana adaptacja. Nie czytałem komiksów, ani nie jestem wielkim specjalistą od x-men'ów, ale co nieco wiem. Właśnie dlatego (dla minimum wiedzy o rosomaku i weapon X i x-menach) raziły mnie niektóre rozwiązania. (świetny, przepełniony jadem wykład na ten temat na motywiedrogi, polecam)

But FUCK! Po seansie wyszedłem z kina z bananem na japie. Ja to lubie: wybuchy, sceny walki, wejściówka, świetny Hugh Jackman, kozacki pokaz umiejętności ekipy "z" weaponX... troche mi lasek brakowało, ale i tak było awesome bo to miał być męski film o męskim meżczyźnie z motorami, cygarami, pistoletami i unbrakable skull!

Mimo wszystko polecam, kawał widowiskowego kina dla dzieci spragnionych kolorków.

3 komentarze:

Dalvia pisze...

A ja się na tym kompletnie zawiodłam. Czytałam komiksy, ale to nawet nie o to chodzi. Zwyczajnie, wszystko się działo za szybko, film w sumie nic nowego nie wprowadził, dokładnie tego samego można było się dowiedzieć z X1 i X2, postacie kompletnie do mnie nie przemówiły (poza Sabretooth i Gambit'em), sceny melancholijne mnie uśmiały, sceny "cliche" amerykańskiego bohatera mnie denerwowały. Jakoś nie wiem... nie no, fajny film akcji, to się zgadzam, ale postacie, które akurat tam występowały wprost ubóstwiam, no i ich interpretacja wzięła w łeb. Czyli generalnie: jak na absolutną fankę X-men i mało wymagającą kinomankę, byłam zawiedziona.

Dobrze, że przynajmniej komuś się podobało...

Łukasz Okólski pisze...

no! komiksowy background psuje zabawe na filmie... i własnie dlatego dopiero teraz przeczytam origins i weapon X i bedzie zajebiście :)

Dalvia pisze...

Ojej, tu już nie chodzi o komiksowy background, tu chodzi o źle napisany scenariusz! :)