Wczoraj to było tak śmieszne, dzisiaj już się trochę boję.
Kiedy z balkoniku o wczorajszym poranku Radek zobaczył taki widok, od razu mnie zawołał i mieliśmy przednią zabawę.
Na szczęście przyjechała pompa i wszystko udało się wysuszyć i posprzątać i po całym dniu roboty troszkę wilgotne wpieprzyć z powrotem do garażu.
Niestety, dzisiaj rano kiedy wyszliśmy stestować sytuacje nie mogliśmy się powstrzymać od wyjątkowo nieczułego "okurwa! buahaha"


Jednak teraz w cale nie chce mi się śmiać. Krótka wycieczka nad Wisłę sprawiła, że autentycznie się zacząłem obawiać o np. prąd który mogą mi odciąć, czy ogólnie ludzi, miasto i to jak będę funkcjonował przez najbliższe kilka dni (w które ma nadal padać)
Jeszcze klęski żywiołowej nie doświadczyłem i doświadczać nie chce, a wszystko na razie wskazuje, że będzie tylko gorzej. Póki co dla mnie jedynymi konsekwencjami jest ewentualne odłączenie prądu i to, że nie poszedłem dzisiaj na kosza, ale słyszałem, że podobno ewakuują jakąś dzielnicę Krakowa. Przejebane.